Drodzy Kursanci,
Wielu z Was dobrze zna naszą trenerkę i managerkę Zuzannę. Ze szkołą jest związana od samego początku działaności. Teraz, po krótkiej przerwie wraca do prowadzenia zajęć. Dla szkoły i dla wielu z Was wiem, że jest to bardzo miła wiadomość, my bardzo się cieszymy z jej powrotu… Zuzanna będzie prowadziła zajęcia tak jak wcześniej ale też w dużej mierze, będzie zaangażowana w zarządzanie szkołą. Na „dzień dobry” mamy prezent od Zuzanny w postaci wywiadu z nią dla Aktywnej Warszawy z którą współpracujemy prowadząc zajęć na pływalni „Inflancka”. Zachęcam do czytania…
Jacek Wójcik
Budowanie świadomości ciała, oswajanie z żywiołem, jakim jest woda, wszechstronny rozwój, szkoła życia – to w dużym skrócie najważniejsze plusy wynikające z nauki pływania. Jak to „ugryźć” w praktyce? Na co zwrócić uwagę, zapisując dziecko na zajęcia z pływania? Rozmawiamy z Zuzą Małkińską, trenerką i managerką szkoły pływania 123 Pływamy.
Dlaczego warto uczyć dzieci pływania?
Z mojej perspektywy pływanie to sport ważny o tyle, że uczy jak współpracować z żywiołem, jakim jest woda. Ponadto rozwija cały gorset mięśniowy, więc dziecko, które od najmłodszych lat uczy się pływać, a potem tę umiejętność doskonali, ma rozwinięte i silne mięśnie, co pozwala mu zadbać o prawidłową postawę ciała.
Taki młody człowiek ma szansę odkryć, czy przebywanie w wodzie sprawia mu przyjemność, sprawdza swoje możliwości i zdobywa wiedzę o tym, w czym jest dobry. Dowie się także jak się czuje po wysiłku, jak może odczuwać zmęczenie, które ćwiczenia są dla niego/niej trudniejsze i że to normalne, że treningi bywają różne.
Ma również szansę nauczyć się przeżywać różne emocje: te towarzyszące osiąganiu sukcesów, ale i pozna smak niepowodzeń. To ostatecznie wydaje mi się życiem w miniaturze. Wiedza zdobyta podczas nauki pływania sięga daleko poza pływalnię!
Czym różni się nauka pływania dzieci od nauki dorosłych?
W czym upatrujesz najwięcej radości, a gdzie są największe problemy?
Różni się w wielu aspektach, poczynając od różnicy w doborze metod podczas nauki pływania. Ucząc dzieci korzystam najczęściej z metody syntetycznej, która pozwala traktować ruch całościowo. Dzięki temu dzieciaki dość szybko mogą przyswoić tę uproszczoną technikę i sprawnie poruszać się, co jest celem w początkowej fazie nauki techniki w każdym sporcie, w tym również w pływaniu. Często używam także metody zabawowej, która uczy bawiąc i bawi ucząc.
U dorosłych są inne potrzeby, więc zmienia się również moje podejście. Zazwyczaj sięgam po metodę analityczną, która pozwala mi wyodrębnić świadomość poszczególnych ruchów, pracować nad szczegółami i uczyć „czucia” wykonywanych ruchów – tak, by zrozumieć ich cel i efekt, który mają wywołać.
Drugi aspekt, który według mnie stanowi znaczącą różnicę, to sposób komunikacji. Staram się za każdym razem dostosować do możliwości i potrzeb odbiorcy. Zazwyczaj bywa tak, że używam języka prostszego ucząc dzieci i młodzież, zaś u dorosłych pozwalam sobie na używanie języka specjalistycznego, oczywiście tłumacząc, co mam na myśli.
W ten sposób chcę uzyskać efekt budowania języka „kodu” zajęć, budując wspólnotę i dając możliwość szukania poszczególnych zjawisk opisanych w literaturze. I właśnie to stanowi dla mnie ogromną przyjemność: budowanie świadomości ciała, zdobywanie szczegółowej wiedzy i towarzyszenie uczniowi w nauce bez względu na wiek.
Największą trudnością w nauce pływania dzieci wydaje mi się komunikacja na linii rodzic-trener. Czasem oczekiwania rodzica są inne niż możliwości dziecka. To, że dziecko uczy się wolniej nie znaczy, że jest gorsze. Oznacza tylko, że potrzebuje czasu i spokoju, by pewne elementy przyswoić. Czasem trudno jest przekazać rodzicom tę informację w taki sposób, by nie oceniali swojego dziecka. Dlatego też jako trenerzy przywiązujemy wagę do tego, by te relacje z rodzicami i dziećmi budować i wspólnie, w przyjacielskiej atmosferze, towarzyszyć im w rozwoju pływackim.
Z jakimi najciekawszymi i najśmieszniejszymi sytuacjami miałaś do czynienia podczas zajęć z małymi i dużymi uczniami?
Jakbym miała wskazać taki moment, który szczególnie wbija mi się w pamięć to chyba zawsze ten, gdy dorosły z lękiem przed wodą zaczyna się na niej kłaść i z nią współpracować, a nie – walczyć. Zawsze ogromnie się też cieszę, kiedy osoba dorosła, dojrzała wręcz, zdaje sobie sprawę, że wiek nie stanowi żadnej bariery, by zdobywać nowe umiejętności. Z mojej perspektywy to są naprawdę tylko cyfry.
Jest to o tyle dla mnie ciekawe, że to naprawdę jest ogromna praca i musi się wydarzyć „to coś”, swego rodzaju magia, czyli zbudowanie zaufania do siebie w wodzie.
Najśmieszniejsze sytuacje są natomiast wtedy, gdy woda wlewa się w uszy i czasami uczniowie słyszą coś zupełnie innego niż mieli usłyszeć [śmiech].
Czy masz do czynienia z pływackimi rodzinami, gdzie dyscyplinę tę uprawiają i rodzice, i dzieci?
Zdarza się, że byli pływacy przyprowadzają swoje dzieci na naukę pływania i sami wykorzystują czas na trening. Przychodzą też rodziny aktywne, które po prostu żyją „na sportowo”. Z mojej perspektywy to świetne, jeśli rodzice przekazują pasję do sportu czy konkretnie do pływania dziecku, gdy ono tę pasję podziela. Jednak widzę też zagrożenia, ponieważ zdarza się, że rodzice projektują swoje niespełnione marzenia na dzieci, które wcale nie chcą pływać. I to jest taki drugi obraz, który zauważam i nie jest już tak przyjemny dla oka.
A na koniec: dlaczego sama zaczęłaś pływać? Opowiedz nam o swojej drodze.
Odpowiem sztampowo: zaczęłam, bo mi kazali. W drugiej klasie, jak większość moich rówieśników, chodziłam na szkolne zajęcia nauki pływania. Szczerze ich nienawidziłam. Bałam się wody i nie miałam nauczyciela, który pomagał mi ten strach przełamać. To łączyło się także z moimi brakami w integracji sensorycznej. Na szczęście moi rodzice w porę zareagowali i zapisali mnie najpierw na zajęcia, które pomogły mi zintegrować ciało oraz zaakceptować towarzystwo wody.
Kiedy już tę wodę zaakceptowałam to wymyśliłam sobie, że będę trenowała pływanie – tak trafiłam do jednego z warszawskich klubów. Tu nie chodziło już o samą umiejętność poruszania się w wodzie, ale o bycie szybką i o sprawdzanie swoich możliwości na tle innych.
I tak zaczęła się moja poważna przygoda z pływaniem. W wieku 10 lat pływałam 11 razy w tygodniu po 2 godziny. Absolutnie to pokochałam. Ten rytm trening-szkoła-trening stał się moją rutyną szczęścia. I codzienną nauką swoich możliwości, które każdego dnia przecież są inne. Od 4. klasy podstawówki wiedziałam, że chcę być trenerką pływania. I jestem.
Po 8 latach treningu wyczynowego postanowiłam stanąć po drugiej stronie. Jak tylko zdałam maturę, ukończyłam kurs instruktorski i zaczęłam uczyć innych zgodnie z ich potrzebami, jednocześnie pogłębiając wiedzę na studiach na kierunku wychowanie fizyczne i sport.
Tak zdobyłam kompetencje trenerki pływania i przygotowania motorycznego. I do dziś przychodzę na basen i pracuję z ludźmi, którzy chcą coś zmienić w sobie, w ciele, w postrzeganiu wodnego świata, albo po prostu fizycznie się zmęczyć i odpocząć od zgiełku dnia. A z dzieciakami bawię się wodą. I to jest właśnie moja życiowa droga.
Rozmawiała Ewa Paciorek